wtorek, 11 listopada 2014

Zrób sobie dobrze... rogalem ;-)


Jeszcze wczoraj twierdziłam, że mnie w tym roku Rogale Świętomarcińskie nie obchodzą i nie zamierzam ich dziś jeść. Ale to było wczoraj...;-)



Dziś przemyślałam sprawę.

W końcu jestem kobietą, która szanuje tradycję, to jak mogłabym przejść tak obojętnie obok niej?
W Poznaniu trwa dziś szaleństwo na Rogale Świętomarcińskie. W zeszłym roku sprzedano ich podobno ponad 600 ton, w związku z tym i ja czuję się zobowiązana dołożyć swoją 200 - gramową cegiełkę do całości. W końcu tradycję należy przestrzegać i szanować, dzięki niej możemy kontynuować zwyczaje naszych przodków. Ostatnio nawet gdzieś czytałam, że tradycja jest fundamentem zdrowych relacji w rodzinie. Zatem: tradycja to rzecz święta i należy ją przestrzegać! I to mnie przekonało do kupienia Rogala Świętomarcińskiego, w imię tradycji... ;-)




Drugim powodem jest czyste wyrachowanie: wszędzie w telewizji trąbią, że w Poznaniu dziś wszyscy jedzą rogale, i jak one pachną i jak smakują... Ludzie przed telewizorami też chcieliby spróbować, ale mieszkając z dala od Poznania, czy Wielkopolski, nie mają zazwyczaj takiej okazji. 
A ja mogę. To czemu mam nie skorzystać. Trzeba kupić ;-)




Trzecim argumentem, który stał się przysłowiowym gwoździem do trumny, jest ogarniający mnie wkoło owczy pęd. Dosłownie. Ten argument przewijał się też w dwóch poprzednich. Ale tutaj wiedzie prym. Ludzie powariowali. Ze swojego okna widzę piekarnię, nota bene jedną z najdroższych, a ruch tam dziś jak w ulu. Dostaję rano smsa z pytaniem: A ty jeszcze przed czy już po? Myślę sobie, o co chodzi... Za chwilę dwa następne smsy z pytaniem czy już jadłam... Idąc na spacer spotykam sąsiadkę, która wraca z rogalami. Za chwilę mija mnie sąsiad, który idzie w stronę piekarni. Rodzi się pytanie w mojej głowie: Wszyscy mogą a ja nie? Mam być gorsza? A co tam, też sobie zrobię dobrze. Tylko, czy aby na pewno zrobię sobie dobrze, czy tylko pozornie, czy będzie to tylko na chwilę, a później już tak miło nie będzie...


                           


        Jak to jest z tym jedzeniem słodyczy i z kobietami? Na tapetę weźmy choćby czekoladę. Mówi się, że czekolada koi smutki. Po jej zjedzeniu zwiększa się poziom serotoniny i endorfin w mózgu, co skutkuje natychmiastową poprawą nastroju i potęguje odczuwanie przyjemności. A co jest potem? Potem przychodzi czas na refleksję i cała ta chwilowa radość mija. Następuje smutek i wyrzuty sumienia, że tyle zjadłam i będę gruba... 

Zatem z powyższej krótkiej analizy wynika, że jedząc słodkości, dobrze można sobie zrobić tylko na chwilę... Zresztą żadne przyjemności, zwłaszcza te najbardziej intensywne, nie trwają zazwyczaj długo. Mówi się, że w życiu piękne są tylko chwile... :-)

A tak na serio, to w życiu też trzeba mieć czasem jakieś przyjemności. Teraz cisza, bo trwa chwila przyjemności dla słodkości.  

PS. Istnieją pewne sposoby na przedłużenie chwili przyjemności, aby pozbyć się wyrzutów sumienia, wystarczy takiego rogala wieczorem porządnie wybiegać - 5 km wystarczy nawet na takie dwa ;-)

.



niedziela, 9 listopada 2014

Sernik mega czekoladowy z nutką kawowego posmaku...

        Po 12 godzinach spędzonych w lodówce mój sernik z czekoladą, a właściwie to z dwoma tabliczkami czekolady jest gotowy do spożycia Smak: mega czekoladowy!!! 
Polecam wszystkim, którzy uwielbiają czekoladę!





     

      
        Kiedy go pierwszy raz upiekłam niejeden Pan dałby się za niego pokroić... Sami do mnie walili drzwiami i oknami... Dziewczyny to jest niezawodny sposób na faceta - co Wy na to???? Sprawdzone i przetestowane przez kobietę w szpilkach!

Cóż, ja bym dała się pokroić temu, który by mi taki sernik przygotował. Bez dwóch zdań... !!!
I taki Pan by mnie dorwał, bez wahania bym powiedziała takiemu sakramentalne "TAK"... Tylko jeszcze taki się nie znalazł... Czy kobiecie potrzeba aż tak wiele? A mówi się, że kobiety są takie wymagające...  Panowie, ja bym chciała tylko taki sernik, żeby mi któryś sam z siebie taki upiekł, przygotował, podał, zrobił tak po prostu, bo chciał mi sprawić przyjemność i zrobił to specjalnie dla mnie, tak od serca...

Sernik jest bardzo łatwy w przygotowaniu, każdy Pan z pewnością sobie z nim poradzi, nie tylko w jedzeniu, ale i pieczeniu....

Wracając do sernika...
Gładki, wilgotny, delikatny, czekoladowy...


PRZEPIS

Składniki na spód:
  • 200 g ciastek  - najlepiej pełnoziarnistych
  • 60 g roztopionego masła
Ciastka lekko pokruszyć,  następnie zmiksować z roztopionym masłem na jednolitą masę.
Na tortownicę o średnicy ok. 22-24 cm wyłożyć papier do pieczenia, następnie wyłożyć wcześniej przygotowaną masę ciasteczkową. Dokładnie uklepać wszystko na dnie formy i schłodzić przez minimum pół godziny w lodówce.

Składniki na masę:

Wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej.
  • 750 g twarogu półtłustego lub tłustego- musi być zmielony, albo gotowy z wiaderka
  • 250 g serka mascarpone
  • 4 jajka
  • 1,5 szklanki cukru
  • MINIMUM! 200 g gorzkiej czekolady, roztopionej w kąpieli wodnej
  • 2 łyżki mąki pszennej
  • 4 łyżki kawy rozpuszczalnej w formie sproszkowanej rzecz jasna :-)

    Polecam ser z wiaderka, z dobrej mleczarni. Szkoda czasu na mielenie sera, ja jako kobieta wolę sobie w tym czasie poczytać książkę czy pomalować paznokcie niż bawić się kolejne pół godziny w mielenie sera...
  

       Do jednej miski wkładamy: twaróg, mascarpone, jajka, cukier, mąkę pszenną - wszystko to miksujemy, ale nie za długo - tylko do momentu połączenia się składników. Następnie dodajemy 4 łyżki kawy, miksujemy tylko do połączenia się składników. Pod sam koniec dodajemy lekko przestudzoną i roztopioną czekoladę i znów miksujemy do połączenia. Chodzi o to, żeby niepotrzebnie nie napowietrzać  masy serowej.

Tak przygotowaną masę wykładamy na wcześniej schłodzony już ciasteczkowy spód.
Pieczemy około 45 - 60 minut w temperaturze 150ºC. Można sprawdzić patyczkiem - jeśli sernik będzie upieczony to jego powierzchnia nie powinna być płynna, tylko lekko sprężysta przy dotyku patyczkiem. Natomiast patyczek może być mokry, to jest taki typ sernika, że będzie on wilgotny. Najlepiej przestudzić to czekoladowe cudeńko w stygnącym piekarniku.

Ciasto należy schłodzić przez kilkanaście godzin w lodówce, najlepiej zaplanować to tak, by mógł spędzić noc w lodówce. Smakuje najlepiej na drugi dzień. A jak? Luksusowy posmak czekoladowego złota... Sami się przekonajcie!




Można go jeszcze ulepszyć dodając karmelową polewę, ja w swojej wersji przybrałam go owocami, które miałam akurat pod ręka - brzoskwinią i winogronem. Owoce wspaniale przełamały słodkość sernika i ożywiły jego smak. Ważne - najlepiej pokroić owoce tuż przed podaniem, aby ciasto nie nasiąkło ewentualnym sokiem z owoców.

       Zachęcam wszystkich do upieczenia tego sernika, a w szczególności Panów swoim Paniom...,
może dzięki temu, któraś Pani powie sakramentalne "TAK"?

PS. Jeśli tak się zdarzy, że mój sernik będzie miał w tym swój udział i Państwo młodzi zaproszą mnie na swój ślub, to obiecuję Im taki sernik własnoręcznie przygotować!